Drogi Bracie Volpi!
Szczerze, przysłuchując się muzyce z tego filmu zadumałem się, albowiem:
Jakbym słuchał gry mojego nieżyjącego już organisty ze starej parafii. Starszy człowiek grał dla zakonników bowiem innego młodszego nie było w okolicy: grał co innego, śpiewał co innego i co innego śpiewał lud z kapłanami - ciągle się zacinał w momentach swej gry, tak iż Boże, coś Polskę miało trzy introity. Ludzie czasem nie wytrzymywali ze śmiechu, no ale cóż - "Gimbus est gimbus, et manebit gimbus". Materiał ścięty z jakiegoś marszu królewskiego, ze starej płyty gramofonowej - bowiem lepszej jakości uzyskać nie można było, coby się nie zacinało - co mi przyznają wszyscy za rację.
Co do fabuły filmu: Obrazki strasznie niespójne: widzimy godło podobne do godła Serbii, zaś potem jakiejś hiszpańskiej familii. I nagle widzimy flagę San Marino - klasycystyczny bodaj ratusz, w strasznym stanie (paintowe) mapy, św. Cyryl i Metody - Wersal wyrwany z kontekstu się pojawia i jakieś Sobory i Zbory prawosławne. Dziwna machlojka, ale może to moje odczucie i ktoś może mi zarzucić, że sam bym lepszego filmu nie zrobiłbym - a zrobiłbym, bardziej spójny i lepszej jakości.
Dobrze, koniec mych wywodów i wspomnień,
Z pozdrowieniami,
Mons. Pio Maria Facibeni.