Na placu przed kaplicą, w której w odosobnieniu przebywali kardynałowie, zgromadził się już spory tłum. Można tu było spotkać tych, którzy nie zważając na pogodę i niedogodności czuwali w nadziei, że jako jedni z pierwszych będą wiedzieli coś na co czeka całe państwo. Nie brakowało również tych, którzy w gonitwie dnia codziennego potrafili i chcieli odnaleźć choćby chwilę by pojawić się tu właśnie w tej chwili by wesprzeć książąt Kościoła swoją modlitwą. Pośród tych wszystkich ludzi można było odnaleźć praktycznie każdą grupę społeczną - od niczego nieświadomych dzieci, którzy przychodzili tu bo tak kazali im rodzice, po starsze małżeństwo, które w ten właśnie sposób próbowało odnaleźć wspólnotę między Bogiem, od zapracowanych bankierów po bogobojnych księży, urzędnicy, nauczyciele, wolontariusze - każdy chciał znać odpowiedź na nurtujące od kilku dni jedno, podstawowe pytanie: kto zostanie nowym Pasterzem Kościoła?
W pewnej chwili bardziej spostrzegawczy obserwatorzy mogli dostrzec poruszenie na trzonie zgrupowania. Coraz bardziej przejęci ludzie szeptali coś podając nowinę coraz dalej i dalej, spoglądając ze zdenerwowaniem w górę. Pośród powstającego w błyskawicznym tempie zgiełku i szmeru zrozumieć można było tylko jedno, wydaje się, że kluczowe, słowo: dym. Po chwili już każdy, kto choćby na chwilę i przypadkiem znalazł się na placu przed kaplicą, w której w odosobnieniu przebywali kardynałowie, wiedział o co chodzi. Każdy wiedział też co to znaczy. Nad budynkiem unosił się czarny dym...