Ad.1.
No weź... nauka dowiodła już tego 500 lat temu 
Właśnie nie. Na dobrą sprawę, to nie zostało to dowiedzione wprost, a jedynie działa na zasadzie ontologicznego dowodu na istnienie boga

I nie zdziwiłbym się, gdyby za jakiś czas, może to być za rok, a może za pięćset lat przyjęto zupełnie inną koncepcję i śmiano się z naszej.
Ad.2.
Cóż, że tak powiem, okaże się to później
Jeśli nasza wiara głosi prawdę i faktycznie istnieje Bóg, Trójca, Niebo, Piekło itd... To wskazanym jest wierzyć. Jeśli nie istnieje i przemijamy w nicości, to nie mamy żadnej straty
(podobną sentencję wysnuł bodaj Pascal - fizyk
)
To się nazywa zakładem Pascala. Ale ja tu widzę dwie potencjalne straty:
1. Jeżeli zatem kościół się myli, to wierzący poddają swoje życie określonemu reżimowi zupełnie bez sensu. Wystrzegają się poligamii, stosunków jednopłciowych, zażywania narkotyków czy uprawiania guseł i nic nie otrzymają w zamian.
2. A jeżeli jednak istnieje jakaś forma absolutu, ale oczekuje on innego zachowania? To w zasadzie jest jeszcze gorsze, niż pierwsza potencjalna strata, bo ludzie wierzą, że przez całe życie postępowali właściwie, zaś bóstwo oczekiwało czegoś zupełnie innego i czeka ludzi za ich zachowanie sroga kara.
A skąd wiesz, że ziemia nie jest walcem i jest zawieszona nieruchomo, a to reszta ciał krąży wokół niej?
Po prawdzie rzecz biorąc, to nie do końca wiadomo (teoretycznie). To co rejestrują nasze zmysły, może być diametralnie różne od prawdziwej rzeczywistości. Ci co kosztowali LSD (albo oglądali film Matrix
) doskonale zdają sobie sprawę o czym mówię.
Nawet nie trzeba kosztować LSD by sobie to uświadomić, wystarczy zwykły eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że pewien przedmiot opisałaby osoba zdrowa w myśl współczesnej nauki, daltonista i schizofrenik. Czy zatem jabłko byłoby w swej istocie zielone, czy jednak szare? A może by miało oczy, które przed dwójką z nich są ukryte? Komu, i czy w ogóle komukolwiek, jabłko jawi się takie, jakim jest?
Jednakże Kościół takiego obrazu świata nie naucza, we wszystkich jego pismach otaczające nas uniwersum przedstawione jest jako realne, prawdziwe. Człowiek stworzony został na podobieństwo Boga, więc pewnie i świat postrzega w podobny sposób jak Bóg - jakiż sens to miałoby, aby On oszukiwał samego siebie? 
Sprytne twierdzenie, ale brakuje mi tu jednej przesłanki. Skąd wiadomo, że człowiek został stworzony na podobieństwo bóstwa? Nikt tego nie wie na pewno.
O ile istnieje jakikolwiek sąd ostateczny. A jeśli nie istnieje? Wyobraź sobie, że tak po prostu umrzesz i to będzie już koniec jakiejkolwiek egzystencji.
Ano człowiek religijny wierzy, że ów Sąd istnieje. I to właśnie o kwestię wiary się tu rozchodzi, albowiem w żaden logiczny, naukowy sposób udowodnić tego nie można (pomińmy tutaj założenia tomizmu, żeby nie gmatwać zbytnio). Wiara zaś tak naprawdę z głębi duszy człowieka wypływa, jest niedefiniowalna, nieuchwytna, nie sposób zbadać skąd się ona bierze, i dlaczego istnieje.
Ale wszystko co nas otacza nie istnieje w logiczny sposób i nie można tego istnienia udowodnić, ani mu zaprzeczyć. Skąd wiesz, że komputer na którym piszesz jest prawdziwy, a nie jest tylko iluzją twojego umysłu?
Katolik nazwie to zatem łaską wiary, ateista zaś naiwnością i głupotą, lub jakimś pradawnym atawizmem, nie da się pogodzić tych dwóch światopoglądów niestety.
Po prostu jeden i drugi wierzy w co innego. Ateizm oparty jest tak samo na wierze, jak i katolicyzm. Ot, ten pierwszy wierzy, że absolutu nie ma, a ten drugi wierzy, że jednak jest.