Przed karczmę wyszedł Antonio i usiadł ciężko na stojącej przed wejściem ławeczce. Nie miał on dziś
pracowitego dnia, gości było bowiem niewielu, więc i zatem roboty niespecjalnie miał za dużo. Jeno
wieczorne sprzątanie to było coś czego nienawidził. Zawsze chłopcom karczemnym zlecał te porządki,
tyle tylko, że dziś u sąsiada świniobicie było, tak więc oni wcześniej pouciekali by to wydarzenie
oglądać. Nie miał on zatem innego wyjścia i sam fukając ze złości, zmywać stoły i podłogi szorować
musiał. A że był dość okazałej, szczególnie w pasie, postury - czynność ta sprawiła mu
wiele znoju i trudu.
Siedział zatem zły na tej ławeczce, zły, lecz i szczęśliwy,że pracę na dziś zakończył i zaraz na spoczynek
zasłużony przyjdzie mu do domu się udać. Wieczór był ciepły i bezwietrzny, niebo gwiaździste, więc
ogarnięty melancholią, zaczął już z lekka przysypiać. Zasnął w końcu zmęczony - i na to tylko czekała
zakapturzona postać ukryta pod drzewem. Zakradłszy się z tyłu ławeczki, schylił się ów człek nad
Antoniem i ile miał tylko sił w płucach, wrzasnął "HUUU!"
Karczmarz zerwał się z krzykiem na równe nogi, wyciągnął wielki rzeźnicki nóż który trzymał za pasem,
i zamierzył się na nieznajomego. - Hola, mości Antonio! Chyba nie chcesz mnie tym zaszlachtować!
- rzekł przybysz śmiejąc się i odsłaniając kaptur. - Diakon Pafnucy? - Zdziwił się wielce Antonio.
To wy? No wiecie co? Czy to duchownemu przystoi takie żarty sobie stroić? Chcecie żebym tu na zawał
padł dzisiaj? - mruczał pod nosem niezadowolony. - Oj tam, oj tam, karczmarzu. - Odparł nie mogąc
przestać się śmiać Pafnucy - przecie nic wam się nie stało! A na drugi raz nie śpijcie, bo wam
karczmę całą zbóje do lasu wyniosą!
Antonio uspokoił się nieco, ale tylko na chwilę - A to co! - Krzyknął zobaczywszy trzy wyładowane wozy
stojące z tyłu karczmy. - Ano dostawa dla was. Nowe piwo. - odpowiedział mu Pafnucy. - Nowe piwo? -
twarz karczmarza w jednej chwili z naburmuszonej zmieniła się w radosną (napój ten bowiem on
uwielbiał i ponad wszystko cenił)- A można tak troszeczkę spróbować, przecie już po pracy jestem
- poprosił - Nie ma sprawy - odrzekł Pafnucy, sięgnął do wozu i podał mu butelkę. - Dziwna, jakieś
futerko - zafrasował się Antonio. - Czy to piwo aby naprawdę dobre? - A pewnie - odparł diakon - pijcie na
zdrowie! Zachęcony słowami Pafnucego Antonio jednym chaustem obalił całą butelkę. - Rzeczywiście
niczego sobie - odparł, oczy mu się zaświeciły a oblicze rozpromieniało - A można jeszcze jedną?
- Jak najbardziej - odpowiedział Pafnucy - proszę.
Po wypiciu drugiej butelki karczmarz zrobił się jakiś dziwny, z minuty na minutę jego mowa stawała się
coraz bardziej bełkotliwa, nogi coraz bardziej miękkie, a wzrok mętniejszy. Po chwili leżał już na ziemi
śpiąc sobie w najlepsze i mocno chrapiąć. - Działa. - stwierdził filozoficznie diakon - dwie półlitrowe
flaszki po 55% alkoholu... No, no, jakby nie patrzeć, ponad pół litra spirytusu. Będzie z czego
trzeźwieć! - Uśmiechnął się pod nosem, po czym schwycił karczmarza za nogi i zaciągnął z niemałym
trudem do stajni. Woźnice wprowadzili wozy na dziedziniec karczmy, wyprzęgli z nich konie i
pożegnawszy się z diakonem, ruszyli z powrotem w kierunku Bari. Pafnucy zaś wszystko pozamykał
i zaciągnąwszy kaptur wsiadł na swego czarnego rumaka i do domu chłopca karczemnego się
skierował, aby klucze do przybytku mu oddać, i objaśnić co się stało.