Bracie Arturze drogi!
Wizje i teorie, które Brat tu przedstawia są bardzo przekonywujące i swą logicznością oraz
spójnością czytelnika ujmują. Wyliczenia, kalkulacje i przykłady - wszystko to tu świetnie wygląda
i ze sobą współgra. Jest to wizualizacja państwa idealnego, gdzie wszystko jest na swoim miejscu
i jak kółka zębate w mechanizmie zegara dokładnie ze sobą współpracuje. Obawiam się jednak,
że w realu to niespecjalnie by sie sprawdziło. Brat bowiem zakłada, iż większość naszego
społeczeństwa jest na tyle inteligentna, aby w takim systemie się odnaleźć i tam funkcjonować.
Oj, wydaje mi się że nic bardziej mylnego!
Bracie! Jeśliby znieść powszechny obowiązek ubezpieczenia zdrowotnego, to myślę że 30-40
procent społeczeństwa nie ubezpieczało by się wcale, a kolejne 30-40 tylko w niezbędnym
zakresie. Każdy by myślał - ja zachoruję?! Nic z tych rzeczy, inni tak owszem, ale JA? Nigdy. I co
wtedy robić z takimi ludźmi, kiedy dajmy na to spadną z drabiny i połamią kręgosłup? Zostawić
tam na miejscu aby z głodu i pragnienia zmarli, w myśl zasady jednego głupiego mniej? A co się
tyczy tych co by celowo się nie ubezpieczali, godząc się świadomie iż w przypadku jakiej
poważniejszej choroby bez opieki zostaną, to wydaje mi się że jeśliby już do tego doszło,
natychmiast przewartościowałby im sie cały światopogląd, instynkt zachowania zycia jest
bowiem tak silny, że tylko niektórzy spośród nich byliby zdolni ze stoickim spokojem stwierdzić
"dobra, byłem tego świadomy, wiedziałem ze tak mogło się stać, godzę sie z tym,
nie ma sprawy"
To samo się tyczy ubezpieczenia emerytalnego. Ja osobiście, a zapewne też i Brat, radowałbym się
niezwykle i byłbym wręcz przeszczęśliwy, kiedy z mego wynagrodzenia nie byłaby potrącana
składka na ten tragiczny ZUS, a za to wypłacana mi do ręki. Ja bym stokroć lepiej tymi pieniędzmi
zarządził, i tak je ulokował, że na starość miałbym pewnie ze dwa razy więcej. ALE to nie znaczy,
że wiekszość społeczeństwa postąpiłaby tak samo. Sądzę iż w tym przypadku, to dopiero byłby
niezły cyrk. Bowiem żeby liczyć na godziwą emeryturę na starość, odkładać systematycznie
trzeba dość spore kwoty pieniędzy, przy założeniu oczywiście iż będzie się inwestować w
aktywa tzw. bezpieczne, a przez to przynoszące mały zysk. A tu nowy telewizor kusi, nowa
pralka by się przydała, na wakacje by się pojechało fajne... I tak miesiąc od miesiaca, rok od
roku... I w efekcie za kilkadziesiat lat mamy tysiące głodnych zdesperowanych starych ludzi,
z którymi trzeba byłoby coś począć - czyli co mianowicie? wystrzelać?
Istnieje też coś takiego jak chrześcijańskia miłość bliźniego, są nakazy ewangeliczne aby ludziom
potrzebującym pomagać, pochylać się nad nimi, okazywać współczucie i miłosierdzie - stąd też
powinien wynikać (a nie z socjalizmu, czy też komunizmu) solidaryzm społeczny. Tępić należy
oczywiście wszelakich nierobów, pijaków, żuli i meneli wyłudzających pomoc, lecz ludzi naprawdę
potrzebujących należy otaczać opieką. Przecież każdego może dotknąć kalectwo, może mu
ciężko zachorować dziecko, dom jego strawić pożar może albo przez powódź zostać zalany.
I co wtedy?
A edukacja? Już mniejsza o to że byłaby płatna, jeśli to rzeczywiście miałoby kosztować 200 zł, to
tak strasznie to nie wygląda (niektórym i tak by było "korzystniej" wydać te pieniądze na coś
innego), chociaż nie wiem jaką subwencję Brat miał na myśli - bo inny jest "koszt utrzymania"
ucznia na etapie nauczania początkowego, a inny słuchacza wysokoprofilowanego technikum
na przykład. A może to średnia, zresztą nieważne, chodzi o co innego. Mam ja na myśli
obowiązek szkolny. Jak myślę, w tak liberalnym systemie zostałby on zniesiony. O! I dopiero
wtedy by się zaczęło! Nawet jeśli rodzice chcieli by za tą szkołę płacić, to wcale nie znaczy
że młodzież chciałaby tam uczęszczać. Jak wolność to wolność! I ponownie efekt: tysiące
młodych ludzi włóczących się po ulicach, odurzonych narkotykami (kupionymi u pani Basi w
warzywniaku za 5 zł), łączących się w gangi i rabujących co popadnie.
Właśnie między innymi to miałem na myśli pisząc powyżej że nakłady na policję wzrosnąć by musiały
wielokrotnie. Przecież ktoś musiałby to wszystko jakoś kontrolować i porządek zaprowadzać. Co
jakiś czas trzeba byłoby wysłać przecież trochę antyterrorystów na blokujące ulice głodne
staruszki, z okazji świąt państwowych skierować jakieś "neo-szwadrony smierci", aby oczyściły
parę kwartałów z młodzieżowych gangów... Nie wiem nawet, czy oddziały złożone z samych ludzi
by się z tym wszystkim uporały, myslę że niektórzy nie chcieliby wykonywać takich zadań.
Trzeba by tedy skonstruować jakiego robocopa, który to tą najbardziej "mokrą" robotę by
uskuteczniał. A wie Brat ile taki Robocop kosztuje? I kto miałby za niego zapłacić?
Poza tym wydaje mi się iż w takim systemie rozkwitłoby coś na kształt dziewiętnastowiecznego
drapieżnego kapitalizmu, tyle tylko że w nowoczesnej nieco orwellowskiej mrocznej wersji, czyli
totalne uzależnienie człowieka od jego pracodawcy, totalna kontrola nad nim, maksymalnie
wyśrubowane normy i rygor, oraz brak jakiejkolwiek instancji odwoławczej i kontrolnej. Czyli po
ludzku mówiąc - takie współczesne niewolnictwo. Z resztą uważam iż z czasem korporacje
prywatne i oligopole de facto przejęły by rządy nad takim państwem, marginalizując władzę
i uzależniając ją od siebie.
Może jestem czarnowidzem i zbyt mroczne i straszne wizje snuję, ale jednak trochę bym się
takiego świata bał... Idea owszem słuszna, lecz jej realizacja zbyt radykalna jak dla mnie.
A tak na marginesie Bracie. Miałem ja na myśli dyskryminację mężczyzn
