Niemal nikomu nieznany, wędrowiec w średnim wieku, wszedł do karczmy. Drzwi lekko zaskrzypiały, dając znać, że swoje lata świetności mają już za sobą. Wędrowiec poszedłł w stronę baru, po czym ceremonialnie przeciągnął po ladzie palcem, zbierając sporą warstwę kurzu. Spojrzał na znudzonego swoją pracą karczmarza, po czym odwrócił się w stronę sali. Jak na karczmę, która pełnej sali nie miała zapewne dawno, było tu dość jasno. Na większości stolików stały odwrócone krzesła, które pokazywały, że nikt nie spodziewa się tutaj gości. Jednak przy jednym z nich siedziało dwoje mężczyzn, jak domyślał się wędrowiec, duchownych.
Oberżysta, niespodziewanie miłym głosem, zapytał - Cóż mógłbym Ci podać Bracie?
- Nie jestem duchownym by zwracać się do mnie "bracie". Nie mam również ani lira przy sobie, więc prosił bym Cie człowieku dobrej woli, choć o dzban wody. Wszak mimo, iż lubuję się w trunkach procentowych, więcej mi nie trzeba - odrzekł wędrowiec, lecz cały czas wydawał się zamyślony aniżeli zajęty wymianą zdań z karczmarzem.
Wiedział, że za kilka godzin, w karczmie zjawi się więcej osób. Wszak tego samego dnia, od samego rana, prosił wszystkich napotkanych ludzi, w większości duchowieństwo, o przybycie późnym południem do karczmy. Prosił aby przybyli, gdyż chciałby powiedzieć kilka słów do nowych braci oraz sąsiadów. Choć minęło dopiero parę dni od kiedy przekroczył bramy państwa kościelnego, już wiedział, że tu zostanie. Czy na zawsze? Tego nie wiedział.
...
Po kilku godzinach które spędził siedząc przy jednym ze stolików który był relatywnie słabo oświetlony, w karczmie zaczęło pojawiać się wielu duchownych. Zaczęło się robić coraz gwarniej, a karczmarz siedzący za barem, nie do końca mógł zrozumieć nagły napływ gości. W głowie wędrowca plątało się coraz więcej myśli więc w końcu wstał, stanął w miejscu które swym usytuowaniem mogło zastępować scenę lub podest, w każdym razie, było to miejsce które było dobrze widoczne z każdej części karczmy. Pomimo braku jakiegokolwiek gestu zwrócenia uwagi przybyłych, nagle rozmowy ustały. Niemal wszyscy zwrócili wzrok ku wędrowcy. Trudno było odczytać z ich twarzy czy oczekiwali tego wystąpienia, czy może byli znudzeni. Wydawali się być obojętni.
- Witajcie Bracia, witajcie przybyli - rozpoczął
Na wstępie, chciałbym przeprosić was, za mój brak elementarnej wiedzy dotyczącej tytułowania czcigodnych braci, gdyż w swej historii, nigdy nie miałem sposobności, mieszkania w kraju ludzi duchownych. Chciałbym wyrazić tym samym nadzieję, iż żadnego z was nie obrażę, nie wymieniając jego tytułu, wszak obiecuję, iż po kilku tygodniach mieszkania tutaj postaram się przyswoić te jakże podstawowe dla was zasady zachowania.
Chciałbym również wyjawić, dlaczego was tutaj zaprosiłem. Zjawiłem się tu niedawno, nie mam jeszcze rodziny, przyjaciół czy nawet znajomych. Nie wiecie o mnie wiele, ja nie wiem o was również nic. Słusznym byłoby abym wam co nieco opowiedział.
Większość mojego życia, tułałem się po świecie. Czas ten był niejednokrotnie ciężki i wymagający hartu ducha. Nie wierzyłem w żadnych bogów oraz w żadne władze. Czym się zajmowałem? Określam to jako obserwacje. Obserwowałem jak rodziły się wielkie miasta, jak włodarze tych miast nimi zarządzali, obserwowałem działania polityków z wielu krajów, obserwowałem zachowania społeczeństwa. Nigdy nie zostałem mieszkańcem żadnych z tych miast dlatego byłem bardzo obiektywny. Jednak pewnego dnia zapragnąłem zamieszkać w państwie, w którym będę mógł w końcu doznać spokoju i azylu. Słyszałem wiele o chrześcijaństwie. Mówiono mi, iż wyznawcy waszej wiary są bardzo mili i uczynni. Jednak daleki jestem od oceniania ludzi na podstawie wiary. Każdy z was jest inny i każdy z was ma inny charakter.
Jeśli chodzi o moje poglądy, są one raczej liberalne, jednak jestem człowiekiem tolerancyjnym i szanuje waszą wiarę i nie mam zamiaru wygłaszać mów na ten temat. Przybyłem do państwa kościelnego i szanuję wasz ustrój, dostosowując się do niego.
Chciałbym również was poprosić, o zainteresowanie się mym losem. Byłoby mi bardzo miło, gdyby któryś z was, miał jakieś zadanie do wykonania, abym mógł udowodnić swoje umiejętności, oraz pokazać chęć aktywnego uczestnictwa w waszym życiu.
Choć ma mowa, była bardzo krótka, mam nadzieję, iż zainteresowałem was bracia, swoją osobą. Będzie mi niezmiernie miło zamieszkać u was i pozostać tu na dłużej. Cieszę się, że przybyliście tutaj tak licznie. Jak podkreślałem wiele razy, nie znam się na waszych zwyczajach, jednak tam gdzie bywałem, w karczmach bywało zawsze gwarno i tłoczno. Bardzo chciałbym aby również i tu karczma żyła i aby nikt nie zapominał o niej w natłoku codziennych obowiązków. Wszak prawdziwa władza państw nie znajduje się w pałacach i na tronach, ale właśnie tu, między ludźmi i między ich słowami... Dziękuje jeszcze raz, bracia. - Bartoloemu stał chwilę zamyślony po czym usiadł do swojego stolika. Zastanawiał się teraz nad swoim przemówieniem i zaczął uśmiechać się pod nosem, gdyż pomyślał, iż jego ostatnie słowa, dotyczące władzy, zabrzmiały naprawdę dobrze a ludzie zrozumieją, że miał na myśli to, że rozwój każdej jednostki musi najpierw zaistnieć w głowach ludności lokalnej. Pozostawał w nadziei, iż któryś z obywateli, podejdzie do niego, by uciąć krótką pogawędkę i zaproponuje jakieś zadanie, aby mógł się wykazać.